Monday, December 29, 2008


SPRAWDŹ GDZIE KULE ŚWISZCZĄ

Polecam amerykańską stronę rządową: travel.state.gov . Warto tam zajrzeć jeśli wybieracie się w miejsca gdzie rzeczywiście jest gorąco lub media donoszą o zamachach, strzelaninach, zamieszkach etc. Informacje są szczegółowe (liczba ofiar, daty, precyzyjnie wskazane rejony zdarzeń) i wyglądają na wiarygodne.

Na pewno znajdziecie tam więcej informacji niż na stronie naszego MSZ (choć i ta oczywiście przyda się żeby sprawdzić przed czym ostrzega nasz rząd lub np. dowiedzieć się, że konsul powinien zadbać żebyśmy w razie aresztowania nie byli traktowani gorzej niż obywatele kraju w którym jesteśmy, ale nie opłaci naszych rachunków)

Witryna travel.state.gov przeznaczona jest dla obywateli USA, ale z różnego rodzaju porad np. dotyczących zdrowia w podróży może oczywiście skorzystać każdy.

Zdjęcie ze strony www.smh.com.au

Monday, December 22, 2008


PELTON O PSACH WOJNY

W księgarniach pierwsza przetłumaczona na polski książka Roberta Younga Peltona - "Najemnicy XXI wieku" (angielski tytuł bardziej dosadny: "Licensed to kill. Hire guns in the war on terror").

Wydawca tak reklamuje książkę:

"Obłędna lektura, której autor zabiera czytelnika do mrocznego świata współczesnych najemników - od skalistych przełęczy na granicy afgańsko-pakistańskiej po afrykańskie kopalnie diamentów i skrajnie niebezpieczną drogę wiodącą na lotnisko w Bagdadzie. Najemnicy XXI wieku to nie tylko świetna relacja z dziennikarskiej wędrówki, to również wiele istotnych refleksji o sprywatyzowanej przemocy, która w coraz większym stopniu będzie obecna podczas konfliktów zbrojnych XXI wieku.
Peter Bergen, autor książek The Osama bin Laden I Know i Holy War, Inc.

Ciemna strona wojny z terroryzmem - to sformułowanie może się wydać aż nazbyt oczywiste, jak jednak inaczej określić świat prywatnych kontraktowców, najemnych żołnierzy i zwykłych świrów zarabiających stosy pieniędzy na tym, że zapewniają sute środki do życia najistotniejszym uczestnikom gry, a koła machiny wojennej wciąż się obracają? Jest to cyniczny, momentami zabawny a częściej przerażający świat, nikt zaś nie zdołał opisać go lepiej i wnikliwiej niż Robert Young Pelton.
John Rasmus, redaktor naczelny National Geographic Adventure."

Rzecz rzeczywiście zapowiada się bardzo ciekawie. Pelton to jeden z najodważniejszych poszukiwaczy przygód. Trudno zliczyć opresje z których wyszedł cało (porwanie przez kolumbijskich partyzantów) i śmiertelnie niebezpieczne, ale jakże pasjonujące, eskapady (udział w polowaniu na Bin Ladena).

Czasem drażni mnie jego wizerunek nieustraszonego twardziela. Szybko mu przebaczam, bo swoje przeżył.

Polecam witrynę Peltona: www.comebackalive.com

Na zdjęciu Pelton w rękach partyzantów (ze strony: http://adventuringandexploration.com)

Tuesday, December 16, 2008



POZNAJ 12 ŁOWCÓW PRZYGÓD 2008 ROKU


To ludzie, którzy dotarli do ekstremum i wrócili z niezwykłą opowieścią - tak National Geographic Adventure zapowiada ranking największych ludzi przygody mijającego właśnie roku. Fascynująca lektura!

Oto tylko niektórzy z wielkich i inspirujących.

Ben Skinner - 32 - letni dziennikarz, który przez pięć lat przemierzał świat żeby opisać współczesnych niewolników, handlarzy żywym towarem i ludzi, którzy kupują ludzi.

François Bon - 36 - letni facet, który najpierw przez wiele dni wchodzi na górskie szczyty, żeby potem zjechać z nich w kilka minut. NGA docenił go za zjechanie (obejrzyjcie film!) z najwyższego szczytu w Ameryce Południowej - Aconcagua w Argentynie - szczytu na który wspinał się przez 11 dni. Teraz przymierza się do Mount Everestu.

Ashley Clements - 27 lat, pomaga ludziom dotkniętym przez wojnę i kataklizmy. Dociera do nich często przed dziennikarzami i innymi organizacjami humanitarnymi, robi zdjęcia, filmy, organizuje pomoc i pilnuje, żeby trafiła we właściwe miejsce. Ostatnio pomagał uciekinierom w Osetii i Gruzji.

George Steinmetz - przeleciał motolotnią nad Afryką robiąc wspaniałe zdjęcia.

Najlepszą dwunastkę wybrało 30 ekspertów: podróżników, odkrywców, sportowców,



Saturday, December 13, 2008


TERZANI, UŚMIECH I KARABINY CZERWONYCH KHMERÓW

Po haniebnie długim milczeniu, wracam i zapowiadam poprawę. Kilka dni temu w "Gazecie Wyborczej" wyszperałem recenzje obiecującej książki "Powiedział mi wróżbita. Lądowe podróże po Dalekim Wschodzie". Autor, Tiziano Terzani, był człowiekiem nietuzinkowym: pisał rewelacyjne reportaże, chwali go Kapuściński.

W 1976 r. usłyszał od wróżbity w Honkongu, że może umrzeć w 1993 r. więc nie powinien latać samolotem. Terzani uwierzył. Zrezygnował z łatwej i szybkiej metody podróżowania. Korzystał m. in. ze statków i pociągów (miesięczna podróż z Bangkoku do Florencji). Odkrył, o czym zapominamy: świat jest wielki.

"Wystarczy zrezygnować z samolotów, aby sobie uzmysłowić, jak bardzo zmieniają one proporcje. Tak, zgoda, redukują odległości, co jest bardzo wygodne, zarazem jednak minimalizują wszystko, łącznie z twym pojmowaniem świata. Tymczasem w rzeczywistości każdy mijany kraj ma własny charakter. Na jego spotkanie trzeba się specjalnie przygotować, trzeba się wysilić, aby poczuć radość podboju"

Terzani słusznie odpuścił sobie powietrzne podróże. W 1993 r. rozbił się w Kambodży helikopter z 15 dziennikarzami na pokładzie. Wśród nich był człowiek, który zajął miejsce Włocha.

Pisarz dał radę, która może przydać się każdemu z nas, nie tylko w dalekiej podróży. Kiedy Czerwoni Khmerzy wycelowali w niego lufy karabinów uratował go uśmiech. Wymachiwał paszportem i uśmiechał się mówiąc: "Jestem dziennikarzem, nie zabijajcie mnie. Poczekajcie na jakiegoś oficera politycznego, niech on zdecyduje". I dodał, że to była jedna z nielicznych lekcji życiowych jaki mógł przekazać dzieciom z czystym sumieniem.

Zdjęcie z: lepiccoleastuzie.splinder.com

Monday, December 01, 2008


POSŁUCHAJ JAK SONIA I ALEXANDRE POUSSIN PRZESZLI AFRYKĘ

Bardzo ciekawa rzecz wygrzebana w sieci. Z podziwu otworzyłem usta, kiedy poczytałem o podróży francuskiego małżeństwa Sonii i Aleksandra Poussin. Przez trzy lata szli pieszo drogami, a częściej bezdrożami Afryki, od Przylądka Dobrej Nadziei do Kilimandżaro.

Jak sami piszą dokonali tego bez sponsorów i sztabu pomagaczy. I to styl ich przygody jest dla mnie najciekawszy. Piszą na swojej stronie:

"Nie było ekipy filmowej, żeby rejestrować wszystkie te spotkania i przygody. Alexandre i Sonia wszystko nakręcili sami, zaopatrzeni w statyw i kamerę DV.

Wyruszyli w drogę sami, bez sponsora ani zaplecza logistycznego. Nigdy nie spali w hotelu, a każde z nich niosło ze sobą tylko 7 kg bagażu, w tym 3 kg samego sprzętu fotograficznego i wideo. Żadnego ubrania na zmianę, z wyjątkiem skarpetek i bielizny. Dodatkowo podkoszulek na noc i moskitiera. Ani misek, ani sztućców. Ani przewodników, ani GPS.

Tak jak mówi to sam Alexandre: „Pomocy udzielają nam Afrykańczycy, którzy codziennie przyjmują nas u siebie i ratują. Tak naprawdę to nie idziemy bez pomocy. Jesteśmy całkowicie zależni”.

Cena do zapłacenia? „Kolki, pchły, nieprzespane noce, malaria. Trzeba pokornie godzić się, aby pić i jeść to, co jest nam ofiarowane, łapać choroby i robactwo, które grasuje pod chatach, być ciągle budzonym przez kozły w okresie godowym, pianie kogutów o północy lub przebiegające szczury, zrezygnować z intymności. Nagrodą jest spotkanie, wymiana. Bo jest wymiana: dużo dajemy z samych siebie, odpowiedzialnie odgrywamy naszą rolę gości: opowiadamy, przynosimy wieści z sąsiednich wiosek, rozśmieszamy, leczymy, doradzamy, pocieszamy…”

Napisali książkę, nakręcili film, można też posłuchać świeżego wywiadu z Aleksandrem. Nie zdradzę tajemnicy, że afrykańska wyprawa nie była pierwszą super przygodą jaką przeżył Aleksander...

Zdjęcie ze strony www.africatrek.com