Tuesday, July 08, 2008


HUGO-BADERA WYPRAWA ŁAZIKIEM PRZEZ SYBERIĘ

Jeśli lubicie przygodowe reportaże to polecam
świeży tekst Jacka Hugo-Badera z Gazety Wyborczej. Cymes!

To historia podróży łazikiem po skutej lodem Syberii. Jak przeżyć noc i nie zamarznąć lub zatruć się spalinami, dlaczego bandyci rzucają cegłówkami w szybu samochodów no i niezła galeria ludzi z jakimi spotkał się Hugo-Bader.

Przypominam, że autor to niezły twardziel: m. in. przejechał na rowerze pustynię Gobi. Uwagi warte są też inne jego teksty, już nie podróżnicze, ale też awanturnicze (np. o wojnie jaką wypowiedział dresiarzom).

Na zachętę pierwsze akapity reportażu "Maską w stronę wiatru".

Modliłem się tylko, żeby w tajdze nie nawalił mi w nocy, i żeby nie spotkać bandytów. Moje prośby zostały wysłuchane w 50 procentach

Na pierwsze z tych nieszczęść byłem przygotowany, na drugie - nie. Byłem chyba jedynym wariatem, który przez ten straszny ocean lądu podróżował bez broni, do tego samotnie.

Ulubionym sportem miejscowych jest strzelectwo. Jadą normalnie, po prawej stronie drogi, ale kierownicę też mają z prawej, bo to samochody z Japonii. Kierownicę trzymają w lewej ręce, więc prawą bardzo łatwo wystawić przez okno i walić w biegu z tego, w co są uzbrojeni, do tablic informacyjnych, znaków drogowych i reklam.

We wschodniej Syberii nie widziałem jednego drogowskazu, który by nie był podziurawiony jak durszlak. Małe i duże kalibry, ogień pojedynczy, serie, a czasem ogromne wyrwy po śrutowej "armacie".

A co kilkadziesiąt kilometrów wrak spalonego samochodu. Na pewno zepsuły się w zimie, i to nocą, a ich zrozpaczeni właściciele podpalali je, żeby się ogrzać.

Jest mała szansa, że dzięki temu przeżyli.

Noc

Partacze.

Przed wyjazdem powinni zebrać informacje, jak przetrwać zimową noc w tajdze.

Zawsze stawiam samochód maską w stronę wiatru. Na wszelki wypadek. Jeśli wieje z innej strony, może tłoczyć trujące spaliny do kabiny.

Zostawiam samochód na wolnych obrotach, żeby grzał. Paliwa nie zabraknie, bo zużywa tylko około jednego litra na godzinę, a mam przecież co najmniej pół zbiornika.

To najświętsza zasada podróżowania w zimie samochodem na Syberii. Tankować tak często, żeby zawsze było co najmniej pół zbiornika. Jednak przed ułożeniem do snu zawsze wyłączam silnik. Za duże ryzyko. Wiatr zmieni w nocy kierunek i już się nie obudzę. Ale włączam budzik w telefonie. Co dwie godziny zrywam się i odpalam samochód, żeby popracował 10-15 minut. Nie chodzi nawet o to, żeby podgrzać kabinę, ale silnik i miskę olejową. I podładować akumulator. Już od 30 stopni mrozu nie ma szans, żeby bez tych manewrów auto rano odpaliło, bo olej silnikowy robi się gęsty jak plastelina. Raz przy takiej temperaturze dolewałem go do silnika, przy okazji uzupełniałem płyn hamulcowy i do wspomagania. Wszystkie były tak gęste, że nie chciały wylecieć z butelki.

Ale załóżmy, że rozładował się telefon i nie obudził mnie aż do rana. Trzeba rozpalić ognisko. Oczywiście nikt rozsądny nie podróżuje przez Syberię bez siekiery. Rąbiesz drewno i ustawiasz stos, ale nie podpalisz go nawet benzyną, bo jest straszny mróz, wiatr i wszystko uwalane w śniegu. Woziłem ze sobą w bańce gotową mieszankę benzyny z olejem silnikowym, w proporcjach jeden do jednego. Od tego zajmie się nawet mokre drewno.

Ale załóżmy, że utknąłem na zabajkalskich stepach, a nie w tajdze. Nie ma opału. Ale ja mam go ze sobą. Z Europy wiozę na Sybir karton drewna. Rzecz jasna nie chodzi o to, żeby pogrzać ręce. Głównie chodzi o to, żeby wziąć ognisko na łopatę (jest tak samo ważna jak siekiera) i wsunąć pod samochód, ogrzać silnik, a przede wszystkim miskę olejową. Równie dobrze mogę to zrobić palnikiem benzynowym. To bardzo proste urządzenie podobne do małego miotacza ognia, które kupiłem w sklepie z żelastwem za 600 rubli (60 złotych).

Ale załóżmy, że mróz był tak straszny, a spałeś tak długo, że akumulator rozładowałeś do zera. Ja mam drugi. W kabinie, gdzie jest znacznie cieplej. Nie muszę go nawet przenosić, bo połączony jest z pierwszym kablami. Wystarczy przestawić przełącznik.

Ale załóżmy, że samochód zepsuł się tak, że nie działa silnik, który cię grzeje. Nie możesz zamarznąć co najmniej do rana. Wprawdzie Sybiracy mają powiedzenie, że u nich nawet wroga samego nie zostawia się w tajdze, ale nie dotyczy to sytuacji drogowej i nocy. Ruch wtedy bardzo maleje, choć nie zamiera, ale nie ma takiej siły, która zmusiłaby rosyjskiego kierowcę, żeby się zatrzymał po zachodzie słońca. Boją się bandytów.

Najlepszym rozwiązaniem jest webasto, autonomiczne ogrzewanie napędzane małym silnikiem spalinowym, które grzeje niezależnie od pracy samochodu. Kosztuje tysiąc euro, więc poskąpiłem go sobie, ale mam małą maszynkę turystyczną do gotowania, którą rozpalam w kabinie, a przed pójściem spać gaszę, żeby oszczędzać gaz. W nocy grzeją mnie jedna albo dwie świece, które ustawiam na podłodze. Najniższa temperatura, przy której spędziłem noc w samochodzie, nad ranem spadła do minus 36 stopni, a w kabinie było tylko 15 stopni mrozu.

Oczywiście mam wspaniały puchowy śpiwór i puchową kurtkę, i zawsze zapas picia i jedzenia na kilka dni."

Zdjęcie ze strony www.gazeta.pl

1 Comments:

Anonymous Anonymous said...

dlaczego nie:)

2:02 AM  

Post a Comment

Subscribe to Post Comments [Atom]

<< Home