Z PLECAKIEM PO OBOZIE KONCENTRACYJNYM, CZYLI CZY JECHAĆ DO CHIN
Czy powinniśmy jeździć do Chin, Birmy, Wietnamu i nabijać portfele miejscowym dyktatorom? Niezbyt fajnie jest wędrować po kraju, którego mieszkańcy za byle co - np. przeglądanie niewłaściwych stron w internecie - mogą trafić do dziury w ziemi zwanej więzieniem. Pisałem o tym w marcu.
O tym jak zachować się przyzwoicie będąc turystą pisze najnowszy Tygodnik Powszechny. Oto fragment ciekawego artykułu:
"Dalajlama i działacze tybetańscy nie uważają zatem, że istnieje prosty związek między rozwojem ruchu turystycznego a umacnianiem rządów dyktatorskich.
Pani Aung San Suu Kyi – nagrodzona Pokojową Nagrodą Nobla przywódczyni opozycji birmańskiej – widzi to inaczej. Pani Aung od lat apeluje do zachodnich turystów, aby od jej kraju trzymali się z daleka. Turystyka, tłumaczy, „przedłuża trwanie birmańskiego reżimu, dlatego odwiedzanie Birmy jest równoznaczne z jego wspieraniem”.
Czy należy zatem spędzać wakacje w krajach, którym daleko do respektowania zasad demokracji i poszanowania ludzkich praw?
To dylemat trudniejszy niż się wydaje na pierwszy rzut oka.
Zwolennicy turystycznego bojkotowania dyktatur sięgają po mocny argument ekonomiczny: dochody z turystyki umacniają reżim, w mniejszym lub większym stopniu, ale zawsze. Przeciwnicy nie podważają tej opinii, ale zwracają uwagę na inny aspekt problemu, też zresztą materialny i równie, a może nawet bardziej ważny: na turystyce zyskują też zwykli ludzie – właściciele hotelików i barów, rzemieślnicy produkujący lokalne wyroby, sprzedawcy, kierowcy autokarów, przewodnicy. A że kraje dyktatorskie z reguły są biedne, dzięki turystom miliony ludzi zyskują środki do życia i o tym również warto pamiętać." Dalej jest też ciekawie m. in. o bojkocie przewodników Lonely Planet.
Równie kontrowersyjne wydają się podróże po dzielnicach nędzy Indii. Wystarczy, że zapłacisz i przewodnik pokaże ci jak żyje się za mniej niż dolara dziennie. Pisała o tym Gazeta Wyboracza.
Zdjęcie ze strony: www.gazeta.pl