Thursday, May 24, 2007


SKARB UKRYTY NA DNIE OCEANU

Kiedy do kin nieubłaganie zbliża się statek z Jackiem Sparrowem i reszta Piratów z Karaibów (swoją droga mam dużą słabość do filmów pirackich) zupełne inaczej brzmią wieści o gigantycznym skarbie znalezionym we wraku XVIII wiecznego żaglowca spoczywającego na dnie Atlantyku.

Mowa o 17 tonach srebrnych monet! Jak napisała środowa "Rzeczpospolita" miejsce w którym spoczywa wrak jest pilnie strzeżoną tajemnicą. To uchroni go przed rabusiami. Odkrywcy nazwali statek "Czarnym Łabedziem". Być może w tym rejonie jest więcej starych kilkusetletnich wraków.

Na razie obejrzano 6 tys. monet z 500 tys., są w bardzo dobrym stanie, a złote błyszczą. Uwaga! Numizmatyk ocenił , że jedna srebrna moneta warta jest od kilkuset do 4 tys. dolarów, a złote kilkakrotnie więcej.

Skarb znalazła firma Odyssey Marine Exploration z Florydy - notowani na giełdzie specjaliści od szukania wraków. Być może to największa kolekcja monet jaką kiedykolwiek wydobyto z wraku. Tak przynajmniej uważa Greg Stemm z OME.

Ręce do góry kto nie chciałby pracować w takiej firmie? Choć m. in. instytuty archeologiczne krytykują działania łowców skarbów.

Zdjęcie ze strony www.nyt.com. W każdej skrzyni jest 20 kg monet.

Tuesday, May 22, 2007


17 DNI UCIECZKI PRZEZ TROPIKALNY LAS

Jak silna jest wola przeżycia udowodnił kolumbijski policjant, który uciekł z niewoli lewicowych partyzantów.

33-letni John Frank Pinchao dziewięć lat był więziony w dżungli przez partyzantów FARC. Opowiada straszne rzeczy o niewoli - np. na cała noc więźniowie byli skuwani ze sobą jednocześnie za ręce, nogi i szyje. Jemu udało się uciec 28 kwietnia po tym jak poluzował kajdanki.

17 dni wędrował przez tropikalny las. Najpierw zjadł zabrane z obozu mleko w proszku i mąkę z juki. Potem wyszukiwał robaki, pędy i owoce. Próbował łapać ryby na haczyk zrobiony z oczka łańcucha, jakim był wcześniej skuty.

W nocy okładał się liśćmi palmowymi dla ochrony przed robactwem. I tak z ran wydłubał 20 insektów.

Uciekinier całkiem przytomnie trzymał się rzeki. Skrajnie wycieńczony dostrzegł Indianina płynącego łodzią. Był ocalony.

Film o policjancie można obejrzeć na stronie TVN 24

Zdjęcie ze strony: http://www.elcomercio.com

Wednesday, May 16, 2007


NAJEMNIK W TARAPATACH

To będzie historia człowieka, który ma krew na rękach, zarabia na wojnach w najbardziej zapadłych krańcach świata. Wiem, tak naprawdę w życiu najemników nie ma nic romantycznego, a ich przygoda ma wyjątkowo ponure oblicze. Jednak być może to ostatni awanturnicy w starym stylu.

Słynny, lecz nieco już podstarzały najemnik (rocznik 1953), Simon Mann odsiaduje wyrok w Zimbabwe za próbę obalenia dyktatora Gwinei Równikowej w 2004 r. W ostatni piątek miał wyjść na wolność, ale jak pisze w barwnym artykule Wojciech Jagielski, może trafić do Czarnej Plaży - najgorszego więzienia w Afryce. Brzmi fatalnie biorąc pod uwagę średnią sytuację w wiezieniach na tamtym kontynencie.

Mann wpadł, bo jego ludzie (średnia wieku ok. 40 lat) nie potrafili utrzymać języka za zębami. Służby specjalne zatrzymały najemników na lotnisku w Harare (stolica Zimbabwe) w samolocie nafaszerowanym bronią. Oczywiście mocodawcom Manna nic się nie stało. Wśród nich są bogacze z londyńskiego city, gwinejski dysydent Severo Moto oraz Mark Thatcher syn byłej brytyjskiej premier i przyjaciel feralnego "psa wojny".

Mann to niezwykle barwna postać. Był komandosem SAS, służył m. in. w Irlandii Północnej, Angoli, centralnej Ameryce, Zatoce Perskiej (1991 r.) pracował z Sandline International oraz Executive Outcomes - słynnymi agencjami ochroniarskimi, a w gruncie rzeczy najemniczymi armiami. Mann zagrał w świetnym filmie Bloody Sunday (2002 r.) - wcielił sie w angielskiego oficera, który wydał rozkaz strzelania do irlandzkich demonstrantów.

Reżyser filmu Paul Greengrass tak opisuje najemnika: "Ludzki człowiek, ale poszukiwacz przygód... bardzo angielski, romantyk, świetny kompan".

Jeszcze inni nazywają go pełnym tajemnic, skrytym człowiekim o twarzy pokerzysty.

Simon Mann planował zarobić fortunę na autobiografii, ale na wyjście z Czarnej Plaży w jednym kawałku ma marne szanse.

Zdjęcie Simona Manna ze strony www.theage.com.

Thursday, May 10, 2007


WYPRAWA Z BRZDĄCEM

Być może podróż ze swoim dzieckiem to sposób na wspaniałą przygodę. Przypominam sobie jakie wrażenie zrobił na mnie pomysł wyróżniony na tegorocznych Spotkaniach Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów (to tam gdzie przyznają Kolosy).

Wyróżnienie dostał Roman i Jonasz Zańko, którzy przejechali Azję autostopem. Nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że w podróż ruszył ojciec i jego 10-letni syn. Wędrując, rozdawali dzieciom pluszowe zabawki, które wieźli w żeglarskim worku (przeczytaj relację i obejrzyj foty). Bardzo fajny pomysł.

Podróże rodzinne są coraz bardziej popularna. Najnowszy National Geographic Adventure podsuwa garść pomysłów raczej wakacyjnych niż wyprawowych - niestety wszystkie dotyczą Ameryki (wiek dzieci od 6 miesięcy).

Sam czekam na urodziny dziecka i zastanawiam się jak to pogodzić z podróżniczą pasją. Wspólna wyprawa to byłoby to. Choć jak pisał gdzieś Jacek Pałkiewicz, jego dzieciaków zupełnie nie interesuje ojcowska pasja...

Zdjęcie Romana i Jonasza ze strony www.czas.vel.pl

Tuesday, May 08, 2007


TRENERZY ŚMIERCI

O kompletnej głupocie "trenerów survivalu", która doprowadziła do tragedii przeczytałem w dzisiejszej
Gazecie Wyborczej.

Wszystko rozegrało się w pustynnych górach stanu Utah (USA). 29-letni Dave Buschow robił kurs przetrwania. Zmarł drugiego dnia kursu. Był skrajnie wyczerpany, wymiotował, miał halucynacje. Mimo to trenerzy odmówili mu wody. Chcieli żeby ukończył zadanie i zaliczył kurs! Chodziło o odnalezienie źródła wody w trudnym terenie. Buschow zmarł 100 metrów od wody.

Trenerzy tłumaczą się wyjątkowo kuriozalnie. Jak pisze Wyborcza, "spece od przetrwania" twierdzą, że Buschow podpisał wymagane oświadczenia i wiedział, że przez pierwsze trzy dni grupa nie będzie miał stałego dostępu do wody.

Zastanawiam się ilu podobnych pseudo twardzieli prowadzi szkoły sztuki przetrwania. Także w Polsce. Przypominam sobie sprawę pewnego trenera karate, który kopał chłopców w krocza żeby sprawdzić ich odporność. Może potencjalnych trenerów survivalu powinien badać psycholog?

Zdjęcie Davea Buschowa ze strony Gazety Wyborczej